- Witajcie uczniowie. Dzisiaj odbędzie się wasza
pierwsza lekcja latania. Niektórzy z was jeszcze nigdy nie mieli kontaktu z
miotłami i właśnie dlatego tu jestem, abyście się z tym oswoili.
- Ciekawe czy ten plan zadziała –szepnęła Cassie, zerkając
na dwójkę bliźniaków stojących niedaleko.
- Mam nadzieję, że tak. W końcu wykonają go moi
kuzyni, a oni mają w tym wprawę.
- Już nie mogę doczekać się tego widoku.
Dziewczyny
umilkły, gdy dostrzegły gniewne spojrzenie Pani Hooch. Mimo tego, że miała
ponad sto lat, kobieta wyglądała całkiem
młodo i dobrze się trzymała. Z pewnością wiele pań zazdrościło jej formy.
Minęło już dwa tygodnie od przyjazdu do Hogwartu, a
pogoda wciąż dopisywała i wcale nie zapowiadało się na nadejście jesieni. Niebo
tego dnia było bezchmurne, a trawa i drzewa wciąż zielone. Kilka ptaszków
delikatnie przysiadło na gałęziach Bijącej Wierzby, w pobliżu której
pierwszoklasiści zaczynali swoją naukę latania.
- Dobrze, więc ustańcie obok mioteł. Każdy ma jedną? –
Rozejrzała się uważnie. – Ej, wy! Identyczni! Na końcu są dwie miotły.
Lorcan i Lysander ruszyli we wskazanym kierunku, na co
dziewczyny przewróciły oczami z ich głupoty.
- A teraz wyciągnijcie rękę nad miotłę i krzyknijcie
„Do mnie!”
- Do mnie! – Miotła od razu znalazła się w ręce
Scorpiusa.
- Do mnie! – Nic. – Do mnie! – Dalej to samo. – Do
mnie! Do mnie! Do mnie! – Zaczęła się złościć Rose.
- Do mnie! – Miotła Emmy lekko drgnęła. – Do mnie! –
Zaczęła powoli się unosić.
- Do mnie! – Albusowi udało się za pierwszym razem.
- Do mnie! Do mnie! Do mnie! – Męczył się Lorcan.
Lysander szybko rozejrzał się dookoła, czy nikt nie
patrzy i podniósł ręką, przedmiot leżący na ziemi.
- Widzisz, mi udało się za pierwszym razem – zwrócił
się do brata. – Jestem lepszym czarodziejem od Ciebie.
Nagle miotła blondyna zaczęła się miotać na boki i w
końcu powoli unosiła się do góry, a Scamander wraz z nią, trzymając ją tylko
dłonią. Jego kilka minut starszy bliźniak wybuchnął śmiechem.
- Co ty wyprawiasz?! Złaź stamtąd! – oburzyła się Pani
Rolanda - Nie pozwoliłam wam jeszcze się unosić! W dodatku nie siedząc na
miotle!
- Ale to nie ja! Ona sama…
- Natychmiast na ziemie, bo inaczej dostaniesz
szlaban!
- Kiedy ja już jeden mam.
Wszyscy pierwszoklasiści głośno się śmiali, a Lysander
unosił się coraz wyżej. Znajdował się już na wysokości pięciu metrów, gdy
Profesor Hooch postanowiła ściągnąć go osobiście. Wsiadła na miotłę i wzbiła
się w powietrze, a po chwili znajdowała się już obok chłopaka.
Starała się złapać miotłę, ale na nic to się nie zdawało. W końcu podleciała
pod Scamander’a i wycelowała różdżkę w zbuntowany przedmiot.
- Mitcocendio***.
Miotła zesztywniała i zaczęła opadać. Chłopak
wylądował tuż za Profesor Rolandą i razem wrócili na ziemię.
- Odejmuję trzydzieści punktów dla Hufflepuff’u. I ma
się to więcej nie powtórzyć! – zagrzmiała groźnie, a chłopak tylko kiwną głową.
- Szkoda, że nie spadł. Byłoby na co popatrzeć –
powiedziała Jessica do swojej współlokatorki, ale tak aby inni również
usłyszeli.
- To było niemiłe – szepnęła Roxanne.
- Nawet my nie życzyłyśmy mu tak źle, choć to nas
wrzucił do wody – odpowiedziała Cassie, mierząc wzrokiem czarnowłosą Ślizgonkę.
- Jakoś od początku za nią nie przepadam. Wydaję się
dziwna…
- Jej przyjaciel Scorpius też. Jakoś taki zbyt miły
jak na Ślizgona. Podejrzane…
- A teraz przejdź się szybko do skrzydła szpitalnego,
niech pani Clearwater** zobaczy, czy nic Ci się nie stało z głową. Smith
przejdź się z nim.
- Ja?! – zdziwiła się blondynka.
- A widzisz tu kogoś innego o takim nazwisku?
- Ale Pani Profesor ja… chciałam zostać na lekcji.
- Nic Cię nie ominie, na pewno nie będziesz miała
zaległości. Idź.
Zrezygnowana spojrzała na Puchona z pogardą, a on
odwzajemnił jej się tym samym i bez słowa ruszyli w stronę zamku.
***
- Confringo.
- Powoduję eksplozję jakiegoś obiektu.
- Bardzo dobrze – ucieszyła się Rose.
Emma również była dumna z przyjaciela. Cieszyła się,
że nauka idzie mu coraz lepiej i również z tego, iż rudowłosa z własnej woli
postanowiła im pomóc. Na początku nie sądziła, iż znajdą wspólny język,
ponieważ bardzo się od siebie różnią, ale miejsce, w którym aktualnie się
znajdują, trochę je do siebie zbliżyło.
W bibliotece znajdowało się niewielu uczniów, głównie
czwarto i siódmoklasiści. Wszyscy zajmowali się nauką, no może za wyjątkiem
grupki Ślizgonów siedzących w kącie, między którymi znajdowała się również
Dominique Weasley.
Ta blond włosa piękność była niegdyś małą, słodką
dziewczynką, uwielbianą przez całą rodzinę, lecz wszystko się zmieniło gdy
trafiła do domu węża. Aktualnie przyjaźni się z Amandą Zabini, dziewczyną
której poglądy nie sprzyjają mugolakom i czarodziejom półkrwi. Ślizgonki
zbliżyły się do siebie, Weasley’owie uważają, że za bardzo. Oprócz tego jej
chłopak nazywa się Jonathan Flint, ten sam, który jeszcze dwa lata temu
próbował poderwać jej siostrę, lecz ta dała mu kosza, a on postanowił później
zadowolić się jej młodszą wersją. Choć nie są identyczne, obie mają
olśniewająco piękną urodę. Dominique była oczywiście zachwycona, bo kto by nie
chciał chodzić z kapitanem drużyny quiditch’a?
Flint nie należał do najprzystojniejszych chłopaków w
Hogwarcie, był raczej przeciętny. Miał bujną brązową czuprynę i małe zielone
oczy. Nos był lekko przekrzywiony w lewą stronę, a chytry uśmiech odsłaniał
duże, białe zęby. Charakter Jonathana również nie był idealny. Lubił on rządzić
wszystkimi i mieć nad nimi władzę. Jego dziewczynie natomiast bardzo się to nie
podobało i kilka razy zdarzyło jej się mu postawić, lecz do tej pory tego
żałuje.
Ślizgoni właśnie obmyślali plan zwycięstwa nad
Gryffonami, dowiedzieli się, że to właśnie z nimi rozegrają pierwszy mecz w
sezonie i już szykowali tajną broń. Gdy Scorpius doszedł do wniosku, że nie
jest zbyt szczególnie potrzebny w tych obradach, postanowił, że podejdzie do
swoich znajomy, których właśnie zauważył.
- Cześć wam. – Uśmiechną się blondyn, przysiadając się
do stolika.
- O hej Scor. – Emma ucieszyła się na widok niedawno
poznanego przyjaciela.
- Cześć, co tam? – spytał Marcel.
- W porządku, mieliśmy właśnie spotkanie drużyny, ale
chyba nawet nie zauważyli, że mnie nie ma – powiedział udając rozbawienie.
- Nie przejmuj się – zaczęła Emma. – Gdy dzięki Tobie
wygracie pierwszy mecz, będą Cię prosili, abyś z nimi posiedział. – Uśmiechnęła
się pocieszająco.
- Tak, tyle że pierwszy mecz gramy z Gryffindorem, a
od kilku lat Ślizgoni cały czas z nimi przegrywają. – Zmartwiony zaczął bawić
się palcami.
- Chyba rzeczywiście nie macie szans. Rozmawiałem
trochę o tym z chłopakami i podobno odkąd James Potter jest szukającym, nie
przegrali ani jednego meczu.
- Tak, mój kuzyn jest najlepszy – wtrącił głos zza
stosu książek. Rose właśnie stawiała na stole kolejne podręczniki do nauki. Gdy
się wyprostowała, to dostrzegła chłopaka, którego pierwszy raz widziała ponad
dwa tygodnie temu na peronie. – Chyba się nie znamy. Rose.
- Scorpius. – Podali sobie ręce.
- Więc dlaczego rozmawiacie o Jamesie? – zapytała,
rozkładając książki przed znajomymi.
- Scorpius jest szukającym w Slytherinie i obawia się
pierwszego meczu z Gryffonami.
- Ślizgon? W sumie to masz czego się obawiać. Jeszcze
nigdy nie widziałam, żeby ktoś grał lepiej, niż dzieci wujka Harry’ego, nawet
Lily jest świetna. Ale skoro jako pierwszoklasista dostałeś się do drużyny, to
z pewnością nie jesteś najgorszy.
- Może nie rozmawiajmy już o tym, do meczu jeszcze
ponad Miesiąc, a Scorpius zdąży się jeszcze podenerwować. – Uśmiechnęła się,
aby go trochę wesprzec.
- Co nam przyniosłaś Rose?- Marcel wziął do ręki jedną
z książek leżących przed nim.
- Są to księgi związane z transmutacją i zaklęciami,
coś czuję, że Profesor Green*** będzie jutro pytała…
- Może chcesz z nami się pouczyć? – Emma skierowała
pytanie do blondyna.
- W sumie to i tak nie mam co robić, bo Oscar i Eric
wyszli gdzieś na błonie, a nie specjalnie chce mi się ich szukać.
- To świetnie, nie będę samym chłopakiem. – Ucieszył
się Gryffon.
- Dobrze, że wzięłam sobie po dwa podręczniki każdego
rodzaju – powiedziała podając książki Ślizgonowi.
- Dzięki. Zawsze tak się uczycie? W sensie, że razem.
- Tak – odpowiedziała pewnie rudowłosa.
- W sumie to one uczą mnie – Marcel podrapał się po
głownie, a reszta się lekko zaśmiała.
We czwórkę siedzieli przy stole i studiowali swoje
książki, od czasu do czasu śmiejąc się z różnych nazw, lub kawałów opowiadanych
przez ciemnowłosego chłopaka.
Rose zapomniała o słowach swojego ojca z pierwszego
września i świetnie dogadywała się z Malfoy’em. W kilka godzin zdążyła go
polubić.
***
Nott i Montague leżeli już w łóżkach i powoli
zasypiali. Albus natomiast nie był ani trochę śpiący. Jego zegar biologiczny
już od dawno nastawił się na późny i krótki sen. Chłopak nie wiedząc, co ze
sobą zrobić, zaczął szukać jakiejkolwiek książki, której jeszcze nie
przeczytał.
„Żywa śmierć? Jak do tego dopuścić” – każda strona
znana przez chłopaka na pamięć. A może, „Wystarczy różdżka i nasze porady” –
wszystkie zaklęcia wykute. Wyciąga kolejną, z ciemnogranatową okładką i nagle
coś z niej wypada, lądując na podłodze.
Zwykły kawałek pergaminu, lecz gdy Albus bierze go w
ręce to przypomina się mu prezent, który dostał od ojca jeszcze przed
rozpoczęciem roku szkolnego. Chłopak zerkną w stronę współlokatorów, aby się
upewnić, czy rzeczywiście już śpią i szybko dobył swojej różdżki leżącej na
szafce nocnej.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego –
wyszeptał tak, aby nikogo nie obudzić.
Tak jak za pierwszym razem zaczęły pojawiać się linie,
aż w końcu stworzyły całość. Potter jeszcze raz przeczytał napis na mapie,
który został skonstruowany przez dziadka i jego przyjaciół, czyli tak zwanych
Huncwotów. Gdy otworzył pergamin to kolejny raz nie mógł się nadziwić temu, co
ujrzał. Tym razem na mapie było o wiele więcej postaci, niektóre były tak
blisko siebie, że nie potrafił ich rozczytać. Zauważył Victoire i Ted’a
siedzących w Wieży Astronomicznej, a oprócz nich po korytarzu węszył jeszcze Filch z Panią Norris. Najechał wzrokiem na
bibliotekę i wpadł na pewien pomysł. Dzięki mapie będzie mógł dostać się do
Działu Ksiąg Zakazanych i coś sobie stamtąd pożyczyć do czytania.
Szybko założył trampki na stopy i zarzucił ciepłą
bluzę, a po chwili znajdował się poza swoim dormitorium. Było już sporo po
dwudziestej trzeciej, więc wszyscy Ślizgoni siedzieli już w swoich sypialniach.
A przynajmniej tak mu się wydawało.
- Lumos.
Wymknął się z
Pokoju Wspólnego i jak najciszej potrafił, ruszył przez korytarze lochów w
stronę piątego piętra. Starał się wyszukiwać jak najkrótszą drogę, a zarazem taką,
na której nikogo nie spotka. Na szczęście udało mu się niepostrzeżenie dojść do
celu. Szybko przemknął przez pomieszczenie w stronę w stronę wyznaczonego sobie
działu. Przejście było zamknięte łańcuchem z kłódką, ale nie było nic trudnego
w prześlizgnięciu się pod nim.
Położył mapę na stoliku i zaczął szukać czegoś
ciekawego dla siebie. Jego uwagę przykuła księga „ Najsilniejsze eliksiry”,
której kartki zaczął przeglądać. Tak pochłonęła go lektura, iż nawet nie
zauważył na mapie, że Filch zbliża się do biblioteki.
Otwierane drzwi skrzypnęły, a on z przerażenia
zatrzasnął książkę.
- Kto tu jest? – zagrzmiał męski, skrzeczący głos.
Albus sięgnął po mapę i dostrzegł, że to woźny zmierza
w jego kierunku.
- Nox.
- Lepiej się odezwij, bo jak sam Cię znajdę to nie
będzie litości.
Potter przełknął
ślinę i zaczął powoli poruszać się w stronę wyjścia, chowając się przy tym za
regałami, tak aby pozostać niezauważonym. Starał się cały czas kontrolować
ruchy Filch’a, lecz przy słabym świetle księżyca nie było to takie proste. Gdy
tylko przeszedł przez drzwi, rzucił się biegiem, przez zapamiętaną wcześniej
drogę. Nawet nie spoglądał na mapę. Błagał tylko, aby schody były w dobrym
ułożeniu i tak właśnie się stało. Po chwili był już w lochach. Nigdy nie
spodziewał się, że potrafi tak szybko biegać. Postanowił, że od razu rzuci się
na kanapę przed kominkiem.
Ale niestety w Pokoju Wspólnym ktoś już był.
*Zaklęcie
uspokajające miotłę;
**Penelopa Clearwater
– pielęgniarka pracująca w skrzydle szpitalnym;
***Profesor Inez
Green – nauczycielka transmutacji w Hogwarcie
Przepraszam, przepraszam, przepraszam! Strasznie was zawiodłam, bo to aż 3 dni opóźnienia... Z pewnością wielu z was się zniechęca przez moje niedotrzymywanie słowa, ale też mam nadzieję, że podoba się wam moje opowiadanie i nie opuścicie mnie wszyscy.
Ogólnie rozdział dobry... Jednak jest sporo błędów. Niektóre to literówki, powtórzenia, ale najbardziej zdziwiłam się (tak, zdziwiłam) , bo posiadałaś końcówki w czasownikach! Np. "Potter przełkną ślinę ..." albo "Wymkną się z pokoju i jak najciężej potrafił ..." . I takich błędów jest więcej :c
OdpowiedzUsuńMimo tego, rozdział czytało się z przyjemnością :)
A beta ci to sprawdziła czy nie?
Pozdrawiam
Lily :*
*pozjadałaś końcówki. Sorry, automatyczny słownik w telefonie :)
Usuń*najciszej
UsuńTak sprawdzała i nie wiem czy tego nie pozmieniała, bo wydaję mi się, że tak nie pisałam tych końcówek, ale w sumie ze mną nigdy nic nie wiadomo... Poproszę ją aby jeszcze raz sprawdziła :)
UsuńGenialny rozdział! ^^ Ciekawe kto wygra ten mecz. No i kot był w Pokoju Wspólnym Ślizgonów...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
nasziherbatkiswiat.blogspot.com
Świetny rozdział :)
OdpowiedzUsuńTrochę zajeżdża mi to pierwszą częścią HP (sorry za określenie xD).
OdpowiedzUsuńBo przecież w Kamieniu Filozoficznym Harry też poszedł do działu Ksiąg Zakazanych, Filch prawie go przyuważył, a na lekcji latania na miotle Neville (nie jestem pewna, czy dobrze to napisałam) nie mógł opanować swojej miotły i poleciał do góry...
Mimo wszystko rozdział przeczytałam, więc nie jest tak źle xD Tylko postaraj się wymyślić coś bardziej oryginalnego. Rozumiem, że opisywanie całego roku szkolnego jest trudne, a każdy, kto pisze opowiadanie fanfiction ma utrudnione zadanie, bo nie może wykorzystać wielu pomysłów, żeby nie przypominały tego, co napisała J.K. Rowling. No chyba, że chce zanudzić czytelnika ;)
I jeszcze te literówki, ale Lily Evans już ci o tym powiedziała, więc ja się nie będę na ten temat rozwodzić.
Mimo wszystko rozdział fajny. Mnie, jako czytelniczki na pewno nie stracisz, nie martw się ;)
Powiadom mnie proszę u mnie (www.lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com) kiedy pojawi się u cb nowy.
Pozdrawiam.
L.
W sumie to nawet nie pomyślałam o tym, że jest ściągany sens, głupio mi teraz :( Wyprawę Albusa planowałam od dawna, ponieważ jest to bardzo kluczowe z jego postacią, ale Filcha dodałam tak w ostatniej chwili, bo chciała, żeby się coś działo, tak samo chciałam, aby była akcja na lekcji latania, ale w sumie masz rację. Postaram się, aby to już się nie powtórzyło, lub aby było w drobnych sytuacjach :)
UsuńSpoko. Tak tylko napisałam, bo zauważyłam i zastanawiałam się, czy to celowo, czy przypadkiem :)
UsuńL.
(lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com)
Kolejny świetny rozdział... Ciekawe kto w końcu wygra ten mecz? No i co dalej z przyjaźnią Rose i Scorpiusa? Potter prawie przyłapany ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko i DUŻO weny życzę^^
Alokin <3
Bardzo fajny rozdział :) Zauważyłam kilka błędów, no ale każdemu się zdarza.
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego meczu ;>
I w takim momencie zakończyłaś.. ahh! Teraz będę wyczekiwać 29.06 :D
Pozdrawiam i do następnego,
SWK <3
Jejku, tak bardzo przepraszam, że komentuję dopiero teraz. Rozdział fajny, ale zauważyłam parę błędów. Moim zdaniem powinno być "nie będę jedynym chłopakiem", a nie "samym". A to tak przy okazji. Mam już wakacje, więc teraz będę się starać komentować na bieżąco.
OdpowiedzUsuńPozdrawia :*