Nadszedł grudzień , wszystko
dookoła zostało spowite śniegiem, a na niebie rzadko kiedy pojawiało się
słońce.
Niedawno uczniowie odbyli
wycieczkę do Hogsmeade i wielu z nich kupiło tam prezenty dla swoich rodzin. Od
kiedy za oknem zrobiło się biało, każdy myślał tylko o nadchodzących świętach.
Teraz nie tylko na Historii Magii, ale i na innych zajęciach pogrążali się w
świąteczne marzenia.
- Bądźcie cicho i posłuchajcie
mnie przez chwilę. – Neville stał na środku Pokoju Wspólnego Gryfonów z kartką
w dłoni. – Tę oto listę wywieszę na tablicy ogłoszeń i ci uczniowie, którzy
chcą pozostać w Hogwarcie na święta, muszą się na nią wpisać.
Podszedł do tablicy korkowej i
za pomocą pinesek przypiął do niej kartkę.
- Każdy z was powinien już
wiedzieć, czy wraca do domu, czy też nie, jednak daję wam dwa dni na
zastanowienie się, w razie jakbyście zmienili zdanie, później Prefekci
przyniosą do mnie tę listę.
- A Profesor zostaje na święta w
Hogwarcie? – zapytała blond włosa drugoklasistka.
- Tak, wszyscy nauczyciele mają
obowiązek pozostać tu w okresie świątecznym, jako wasi opiekunowie.
- A więc McLaggen też zostaje… -
szepnął ktoś z tłumu z ogromnym niezadowoleniem.
Longbottom udał, że tego nie
słyszał.
- Jeżeli nie macie już więcej
pytań, to pozwólcie, że was opuszczę. Muszę się jeszcze zająć Czyrakobulwami,
które czekają na mnie w cieplarniach.
Uśmiechnął się do swoich
podopiecznych i przeszedł przez dziurę za obrazem. W tym momencie wielu uczniów
podeszło do wywieszonej kartki. Po kolei zaczęli wpisywać się na listę, w
kolejce ustawił się również Marcel.
- Ty też nie wracasz na święta?
Usłyszał głos za sobą i
instynktownie się obrócił. Słowa te wypowiedział blondyn w jego wieku.
- Yhm… tak. Ian, mam rację?
- Tak. To zabawne, że mieszkamy
obok siebie od kilku miesięcy, a jeszcze nie zamieniliśmy ze sobą ani słowa. –
Uśmiechnął się lekko.
- Tak masz rację. Może zmieni
się to w przerwę świąteczną, gdy niewiele osób zostanie w Hogwarcie.
- Pewnie tak.
Nadeszła kolej Marcela, więc wziął
on do ręki podane mu pióro. Przyjrzał się liście i na dwanaście nazwisk,
niewiele wydało mu się znajomych i z żadną z tych osób nigdy nie zamienił
dłuższego zdania. Choć wcześniej z nikim o tym nie rozmawiał, szybko wpisał
swoje nazwisko na kartkę i podał pióro Ianowi. Następnie ruszył w kierunku
swojego dormitorium. Zastanawiał się, czy ktoś z jego przyjaciół, również
zamierza pozostać w tym magicznym miejscu na okres świąteczny.
***
- Marcel, co ty tu robisz? Nie
powinieneś być na zielarstwie? – zdziwiła się Rose, widokiem owego Gryfona.
- Właśnie idę w tym kierunku.
Byłem obok i pomyślałem, że do was zajdę, bo jedno pytanie strasznie mnie
nurtuje.
- Co takiego? – przejęła się
Emma.
- No właśnie chciałem zapytać,
czy… czy zostajecie w Hogwarcie na święta?
- Nie, babcia Molly postanowiła
przygotować ogromną ucztę i zaprosiła wszystkie swoje dzieci z ich rodzinami,
nikt nie mógł odmówić. Czyli pewnie będzie nas tam z dwudziestu pięciu. –
Przewróciła oczami rudowłosa.
- Ja też nie. Strasznie
stęskniłam się za opiekunką i przyjaciółką, już robiłyśmy sobie plany w
listach, co będziemy robić, gdy tylko przyjadę. – Uśmiechnęła się na
wspomnienie Emma. – Zresztą, dlaczego to ci tak nie dawało spokoju?
- Bo wiecie, ja zostaję, z
wiadomych powodów, i tak się zastanawiałem, czy ktoś z was będzie mi
towarzyszył.
- Może Scorpius nie wróci do
domu – zauważyła Rose.
- On na pewno wyjedzie –
zaczęła Emma. – Kilka razy mi już mówił,
że z jednej strony nie może już się doczekać tych świąt, a z drugiej bardzo się
ich obawia.
- Dlaczego? – zdziwił się
Marcel.
- Bo pozna swojego dziadka,
którego istnienie, z niewiadomych powodów, ukrywali jego rodzice.
Nagle ich oczom ukazał się
zmierzający w ich kierunku blondyn.
- Cześć Scor – przywitał go
Gryfon. – Będę już leciał, bo za chwilę spóźnię się na zajęcia. Do zobaczenia
na obiedzie.
Przyjaciele pożegnali się z nim
i szybkim krokiem ruszył w kierunku, w którym za chwilę miał rozpocząć lekcję.
Gdy tylko zniknął za rogiem, pojawił się w nim Profesor McLaggen. Uczniowie
szybko ustawili się w pary i nikt już nie śmiał odezwać się ani jednym słowem.
Każdy już się nauczył, że z tym nauczycielem nie ma żartów, a najwięcej punktów
jakie stracili dla swoich domów odjął właśnie on.
- Na co czekacie? Wchodźcie do
sali.
Każdy dostrzegł, iż nauczyciel
jest w fatalnym humorze i lepiej mu dzisiaj nie podpadać, więc posłusznie
weszli do pomieszczenia. Wszyscy zajęli swoje miejsca, a Profesor podszedł do
biurka i z jednej z szuflad wyjął stos pergaminów.
- Sprawdziłem wasze wypracowania
na temat zaklęcia Ascendio. Poszło
wam lepiej niż się spodziewałem, lecz i tak te wyniki są marne.
Uczniowie wymienili między sobą
znaczące spojrzenia.
- Ale tylko jedna praca uzyskała
status troll, czyli w zasadzie nie
zaliczyła wypracowania.
Pierwszoroczni w napięciu
czekali, aż Profesor wyjawi nazwisko tej osoby.
- Jest to Rose Weasley…
- Co?! – zdziwiła się głośno rudowłosa.
– Ale jak to możliwe? Przecież czytałam tyle książek i napisałam więcej niż
było wskazane…
- Po pierwsze nie odzywaj się na
moich lekcjach niepytana, powtarzałem ci to już wiele razy. A po drugie,
właśnie dlatego nie zaliczyłem twojej pracy. Kazałem wam napisać cztery stopy,
a ty napisałaś sześć. Nie wykonujesz moich poleceń.
- Ale przecież to chyba dobrze,
że bardziej zagłębiłam swoją wiedzę…
- Twoja niesubordynacja musi
zostać ukarana. Jeszcze raz napiszesz to wypracowanie – powiedział stanowczo
McLaggen.
Wszyscy uczniowie przyglądali
się tej wymianie zdać z lekki przerażeniem i ulgą, iż nie są na miejscu
Weasley.
- Ale przecież mam referat z
Historii Magii i do tego inne zajęcia.
- Dalej niczego się nie
nauczyłaś? Ravenclaw traci dwadzieścia punktów.
- Nie rozumiem dlaczego McLaggen
się do Ciebie przyczepił. Przecież ja napisałam pięć stóp i zresztą każdy
Krukon napisał więcej, tylko Ślizgoni starali się zmieścić w wyznaczonej
długości i to ledwo im wychodziło.
- Nie wiem Em – odpowiedziała
lekko zasmucona rudowłosa. – Już od jakiegoś czasu zauważyłam, że wszystko co
robię na lekcji mu nie odpowiada, ale nie mam pojęcia dlaczego. Przecież nic mu
nie zrobiłam…
Dziewczyny zmierzały w kierunku
boiska do quiditcha, gdzie czekali na nie Scorpius i Marcel. Za chwilę miał się
rozegrać mecz Gryfoni kontra Puchoni, na który szła cała szkoła.
- Te chmury nie wróżą nic
dobrego, coś czuję, że się rozpada – stwierdziła Emma, wpatrując się w niebo.
- To świetnie, w sumie bym
wolała zobaczyć mecz w deszcz, ale śnieg też jest dobry. – Rudowłosa trochę się
rozchmurzyła.
Przepychały się właśnie przez
tłumy, aby dojść na najwyższe siedzenia, gdzie miejsce zajęli dla nich
chłopacy.
- W końcu będziemy kibicować
jednej drużynie – ucieszył się Marcel, gdy dziewczyny podeszły.
- A co, ty też kibicujesz
Puchonom? – zapytała żartobliwie Emma.
- Co? – zdziwił się Gryfon.
- Przecież żartuje. – Zaśmiała
się z miny przyjaciela.
- Ja zawsze z tobą kibicuję
Gryfonom – zaczęła Rose. – W końcu grają tam moi kuzyni.
- A po sytuacji w Noc Duchów
dalej im tak kibicujesz? – zapytał Scorpius.
- Tak, choć nie ukrywam, że mnie
wtedy zdenerwowali i jeszcze się do nich od tej pory nie odezwałam, to nie
zmienia to faktu, że są to moi kuzyni. Z resztą poza Fredem i James’em gra tam
jeszcze Victoire.
- Jej, jaką ty masz wielką
rodzinę. – Marcel pomachał głową z niedowierzaniem.
- I to jeszcze nie wszyscy są w
Hogwarcie. Za dwa lata przyjdzie tu mój nieznośny brat Hugo…
- Masz młodszego brata? –
pisnęła zaskoczona szatynka. – Ekstra!
- Nawet nie wesz co mówisz, to
istny koszmar…
- Wiesz, my wszyscy jesteśmy
jedynakami i bardzo chcielibyśmy mieć jakiekolwiek rodzeństwo – wtrącił
Scorpius.
Rose zaczęła opowiadać, czym
Hugo doprowadza ją do szału, ale niewiele z tego usłyszeli, ponieważ po chwili
rozległ się gwizdek i piłki wystrzeliły w górę, a oni skupili się na graczach.
- Kafel w posiadaniu Puchonów –
rozpoczął relację Ernie. – Owen* mknie do przodu, jest to nowy zawodnik
Hufflepuff’u, jak widać nieźle mu idzie, ale Victoire nie daje za wygraną, jest
już tuż za nim. Przejęła kafla. Szybkie
podanie do Melanie i już mkną pod obręcze przeciwnika.
- Podobno Puchoni są ostatnio w
niezłej formie. – Marcel próbował przekrzyczeć panujący dookoła hałas. – W
ostatnich dwóch latach niewiele im brakowało, aby przegonić Ślizgonów, a w tym
roku trenują jeszcze mocniej. Zresztą było to widać na ostatnim meczu z
Krukonami.
- Nie przypominaj mi o tej
porażce. – Rose pokręciła głową z niedowierzania.
- Skąd to wszystko wiesz? –
zapytał z zaciekawieniem Scorpius, gdy żółci zdobyli kolejne dziesięć punktów.
- E… no wecie… od Nocy Duchów
dosyć często rozmawiam z kuzynami Rose…
- Co?! – zdziwiła się rudowłosa.
- Nie gniewaj się, ale spodobał
mi się ich pomysł w jaki nas nabrali i jakoś tak się złożyło, że zaczęliśmy
gadać.
- Nie będę ci przecież
zabraniała się z nimi kolegować, ale jest mi przykro, że nic o tym nie
powiedziałeś.
- Wiesz, bałem się, że trochę
wybuchniesz. – Zaśmiał się ostrożnie.
- Idą prawie łeb w łeb!
Pierwszoroczni na powrót skupili
się na meczu.
- Sześćdziesiąt do
pięćdziesięciu dla Gryfonów, a Puchoni znowu zdobyli kafla. A co to? – Spojrzał
w górę, a cała widownia poszła w jego ślad. – Mamy zakłócenia pogodowe, ale nie
martwcie się, mecz trwa dalej, a żółci właśnie dorównują szkarłatnym i w takim
wypadku mamy remis. Wydaję mi się, że śnieg może jedynie przeszkodzić w
znalezieniu znicza, co idzie nam na korzyść, bo jeżeli nie złapią go do jutra,
to lekcje zostaną odwołane.
Ernie wyszczerzył zęby, a tłum
zawył z radości. Nie obyło się również bez srogiego komentarza dyrektorki.
- Hufflepuff wychodzi na
prowadzenie, jest osiemdziesiąt do siedemdziesięciu. Czy ja dobrze widzę? Tuż
przy obręczach Gryfonów lata mała, złota kulka. To musi być znicz! Szukający
obu drużyn ruszyli już do pościgu. Malcolm Summerby** jest o wiele bliżej celu,
jednak James nie daje za wygraną. Interesujące… znicz po prostu zniknął tak
szybko, jak się pojawił. Wróćmy więc do gry. Tom właśnie zdobywa sto dziesiąty
punkt dla szkarłatnych i wyszli oni na prowadzenie o całe dwa rzuty.
Walka była zacięta, żadnej z
drużyn nie udało się zdobyć prowadzenia większego niż o trzydzieści punktów.
Nikt się nie spodziewał, że Puchoni podnieśli się tak wysoko. W ubiegłych
latach bardzo dobrze sobie radzili, jednak i tak nie udawało im się dogonić
Gryffonów. Teraz wszystko w rękach Szukających.
Minęły już dwie godziny meczu,
niektórym zrobiło się bardzo nudno i zaczęli rozmawiać na różne tematy. Lecz
gdy Ernie wykrzyczał, że znicz się znowu pojawił, cała widownia umilkła i
skupiła w napięciu wzrok na Szukających.
- Ich miotły lecą równiuteńko,
żadna nie wystaje nawet o cal. Te dwie kolorowe smugi to są właśnie Szukający,
nigdy nie widziałem takiej zawrotnej szybkości.
Nagle łup…
- Auuuuć… to musiało boleć…
oberwał tłuczkiem w bok i spadł z miotły. Musimy przyznać, że Fred to jednak ma
cela, tak wyeliminować konkurencję. I oto koniec gry, James Potter złapał złoty
znicz.
Po trybunach rozniosły się
okrzyki radości, ale i niezadowolenia. Niektórzy uważali, że Weasley specjalnie
zwalił Malcolm’a z miotły, a Gryfindor powinien być przez to zdyskwalifikowany,
jednak Profesor Hooch orzekła zwycięstwo szkarłatnych.
***
Albus leżał w swoim dormitorium na łóżku, które
zasłonił kotarą, aby jego współlokatorzy nie widzieli co robi. Starał się
skupić na czytaniu niedawno „wypożyczonej” książki z Działu Ksiąg Zakazanych.
Jednak ciągłe rozmowy William’a*** i Jared’a**** nie pozwalały mu na czytanie
ze zrozumieniem. Pomyślał, że w Pokoju Wspólnym prawdopodobnie nikogo nie
będzie o tej porze, więc się tam przejdzie i usiądzie przy kominku. Nott*** i
Montague**** nawet nie zareagowali na to, iż Potter wyszedł z sypialni, dosyć
często tak sobie znikał bez słowa.
Albus nie miał zbyt dobrych
stosunków ze swoimi współlokatorami, nie żeby byli nieprzyjemni. Wręcz
przeciwnie. Jak na Ślizgonów byli bardzo sympatyczni, choć też potrafili dopiec.
Problem w tym, że Albus nie chciał się z nikim zaprzyjaźniać, a z nimi
zamieniał kilka zdań na tydzień, gdy oni chcieli go o coś zapytać, lub on ich.
Ślizgon powoli szedł po
spiralnych schodach, gdy wyszedł już z ostatniego zakrętu, dostrzegł światło,
rzucane przez ogień w kominku. Zmniejszoną książkę miał w kieszeni, nie chciał,
aby zbyt wiele osób wiedziało co czyta.
Rozczarował się, gdy zszedł z
ostatniego schodka, bo na kanapie dostrzegł osobę, z którą nie chciał
rozmawiać, a pewnie by musiał, gdyby go ujrzała. Najciszej jak potrafił zrobił
obrót w tył, złapał za poręcz i postawił jedną nogę na schodku. Gdy drugą nogę
chciał postawić na kolejnym i cały ciężar ciała przeniósł na prawą, pierwszy
schodek głośno skrzypnął, a on usłyszał szybki ruch za sobą.
- O to ty Albusie – powiedziała
lekko obojętnym tonem, co trochę zmartwiło Pottera. – Chodź i usiądź, nie
musisz się wracać, tylko dlatego, że ja tu jestem. Zresztą właśnie miałam
wychodzić.
Po krótkim namyśle postanowił,
że usiądzie w jednym z foteli.
- Pewnie chcesz poczytać –
zauważyła Weasley, mimo że książka nadal spoczywała na dnie kieszeni chłopaka.
– Za chwilę pójdę i nie będę ci przeszkadzać, tylko chcę zadać ci jedno
pytanie, mogę?
Ton, jakim odnosiła się do niego
kuzynka bardzo go przeraził, był taki obojętny, bez uczucia, jak nigdy. W ogóle
nie przypominała dziewczyny z ich poprzednich rozmów, co skłoniło go do tego,
aby się zgodzić.
- Jesteś pewny, że nie chcesz
grać z nami w drużynie?
A więc to był podstęp –
pomyślał.
- Zauważyłam, że nie masz zbyt
wielu przyjaciół – ciągnęła dalej. – Gdybyś wstąpił do drużyny mogłoby się to
zmienić.
- Już ci mówiłem, że nie chcę! –
zdenerwował się. – Wcale nie potrzebuję przyjaciół i wiesz co, dziwię się
tobie, że wciąż mnie o to prosisz, skoro Flint tak Cię potraktował w meczu z
Gryfonami. Właśnie straciłaś resztki szacunku, którym cię jeszcze darzyłem… Engorgio – wyszeptał, machając różdżką w
stronę małego obiektu na jego dłoni.
Dziewczynę zamurowało. Nie
wiedziała co ma odpowiedzieć, a Albus i tak z pewnością by już nie słuchał, bo
już zaczął czytać swoją książkę, a przynajmniej tak jej się wydawało.
Chłopak jednak nawet po wyjściu
Dominique nie potrafił się skupić na czynności, dla której tu przyszedł. Ciągle
miał w głowie ton w jaki odnosiła się do niego kuzynka przez całą rozmowę.
A może to nie był podstęp –
myślał – gdyby rzeczywiście tak było, to później by już normalnie mówiła, a ona
jednak nie przestawiała. Jakby wcale nie chciała, abym do nich dołączył.
*Owen Preece – Puchon, jest na trzecim roku nauki w Hogwarcie, Ścigający
w domowej drużynie quiditcha;
** Malcolm Summerby –
Puchon, jest na czwartym roku nauki w Hogwarcie, Szukający w domowej drużynie
quiditcha;
***William Nott – Ślizgon, jest na pierwszym roku nauki w Hogwarcie,
współlokator Albusa Pottera;
****Jared Montague – Ślizgon, jest na pierwszym roku nauki w Hogwarcie,
współlokator Albusa Pottera;
PROSZĘ O PRZECZYTANIE ŻONGLERA!
PROSZĘ O PRZECZYTANIE ŻONGLERA!
No okej.
OdpowiedzUsuńZ tym dziadkiem to chodzi o Lucjusza? Właściwie nie dziwiłabym się jeśli nie chcieliby żeby ich syn go znał. Troszkę żal mi Dominiq, troszkę lepiej ją rozumiem.
Jeden błąd tak rzucił mi się w oczy. Tutaj. 'Właśnie straciłaś resztki godności, którą cię jeszcze darzyłem." Godność nie za bardzo tu pasuje. Myślę, że lepiej sprawdziłby się szacunek. 'Właśnie straciłaś resztki szacunku, którym cię jeszcze darzyłem." Tak sugestia.
I tak w ogóle to, zapomniałam wczoraj napisać, że McLaggen jest zazdrosny o Mionę, prawda? Tak mi się wydaję, że teraz dlatego mści się na Rose...
UsuńPoprawiłam tak jak napisałaś, masz rację tak lepiej brzmi.
UsuńI masz rację również co do McLaggena ;)
Ciekawa jestem jak zareaguje Scorpius, kiedy pozna Lucjusza i dowie się prawdy o nim. McLaggen jest okropny! Przypomina mi trochę Snape'a w stosunku do Hermiony. :D Biedna Rose...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie!
Świetne wszystkie rozdziały. Czekam na kolejne. A tym czasem nominuje Cię do Versatile Blogger Award. Szczegóły na: http://wspomnienia-bellatrix.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
N.R.T. <3
Nie powiem,ciekawe :) Przeczytałam jedną notkę i jestem pozytywnie zaskoczona. Ogólnie zostawiłam tutaj spam, postanowiłam poświęcic chwilkę ;d jeszcze nie jestem do konca ogarnieta, dlatego przeczytam resztę*o* jeszcze taka prośba, możesz powiadamiac mnie o nn?
OdpowiedzUsuń\? Byłabym wdzięczna. Zapraszam do mnie <3
Pozdrawiam,
Eriss ♥
W końcu mam komputer! Bosz... jak ja stęskniłam się za Twoim blogiem! Wchodzę, a tu dwa zaległe rozdziały. Cały czas szukałam sposobów, aby tu zaglądać. Komp koleżanki i coś w stylu; rodzice wyszli + zostawili włączony komputer = szybkie sprawdzenie twojego bloga xD
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału to powiem coś o poprzednim (,,Mecz"). Kiedy czytałam opis gry czułam się jak na stadionie. Gol dla domu lwa = nieeee! Scorpius złapał znicz = taaak! Gryffindor wygrał = łzy... No a co do tego rozdziału to mi się nie podobał... dobra żartuję, jak zawszę jest świetny! Nie podoba mi się tylko, że dom Godryka wygrywa w quiddicha... Ja. Być. Ślizgonka.
Nie mogę doczekać się następnego rozdziału, bo będzie coś na co czekałam... сzyli; ,,Scorpius poznaj swojego dziadka Lucjusza..."
Nie wiem, czy życzyć ci weny skoro masz już napisane 3 kolejne rozdziały, ale wena zawszę się przydaję więc ci jej życzę. I oczywiście czekam na 13 lipca, bo nowa natka i finał Mundialu! Holandia forever <3!
Pozdrawiam Lija <3
Wybacz, że nie komentowałam...
OdpowiedzUsuńNie miałam czasu, a każdą wolną chwilę, którą znalazłam poświęcałam na pisanie nowego rozdziału (który pojawi się już jutro, więc serdecznie zapraszam, do czytania, no i do komentowania)
Dla mnie notka super. Nie mam się do czego przyczepić. Błędów interpunkcyjnych Ci nie wytknę, bo sama mam z tym problem, z zresztą myślę, że Twoja beta je zlikwidowała ;)
Pozdrawiam.
Leviosa.
(lilyijames-zdobyc-szczescie.blogspot.com)
Wreszcie nadrobiłam zaległości. :)
OdpowiedzUsuńPowiem tak, poprzedni rozdział był zaaaajebiaszczy! Moje emocje sięgały zenitu, tak jak wtedy, gdy oglądam KSW :P Super, super, super! :)
Lucjuesz dziadkiem Scorpiusa....szkoda, że kiedy to przeczytałam, nikt nie zrobił zdjęcia miny jaka się pojawiła na mojej twarzy hahaha podejrzewam, że widok byłby bezcenny! Czekam na nowości. Jutro jadę na wakacje, więc moje komentarze mogą pojawić się z opoóźnieniem. :)
Weny kochana, weny! :)
:*
Oczywisty jest powód, dla którego McLaggen tak się zachowuje w stosunku do Rose. Wystarczy przypomnieć sobie szóstą część HP :) No, ale żeby się mścić na dziecku Hermiony i Rona (zamiast na nich) to "lekka" przesada!
OdpowiedzUsuńOj, tak strasznie mi żal Albusa, aż się serce kraja... Wciąż mam nadzieję, że zacznie się z kimś kolegować. Dobrze, że zbliżają się święta, bo może jak odpocznie chwilę w domu to jakoś tak, odżyje?
Pierwszy raz żal mi się zrobiło Dominique... A swoją drogą to Albus daje sporo do myślenia, jeśli by się tak przypatrzyć jego wypowiedziom.
Weny życzę i udanych wakacji :)
Pozdrawiam Alokin <3
PS. Oglądasz dzisiaj Czarę Ognia na TVN'ie?
I jeszcze jedno! Zauważyłam, że piszę tu coraz dłuższe komentarze, a to znaczy, że coraz więcej się dzieje w rozdziałach ;)
A no i przepraszam, że tak długo mnie tu nie było, ale mój komputer się zepsuł :/
Super rozdział :) Lecę czytać dalej!
OdpowiedzUsuńwww.zaczarowaneoceny.blogspot.com - zapraszam do oceny!
OdpowiedzUsuń